sobota, 05 października 2024

Zobacz nowości:

Informacje organizacyjne

mod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_counter
mod_vvisit_counterDzisiaj20
mod_vvisit_counterWczoraj62
mod_vvisit_counterTen tydzień489
mod_vvisit_counterPoprz. tydz.531
mod_vvisit_counterTen miesiąc383
mod_vvisit_counterPoprz. mies.3966
mod_vvisit_counterWszystkie3697441

Czytelnicy online: 3
Twój IP: 3.239.3.196
Dziś jest: 2024-10-05 10:15



Reportaż: Misja Skalna, egiptolog prof. dr hab. Andrzej Niwiński

Bądźmy Wszyscy Odkrywcami! Misja Skalna coraz bliżej odkrycia grobowca Herhora. To będzie sensacyjne odkrycie na skalę światową porównywalne do odkrycia grobowca Tutanchamona!

 

Polsko-egipska Misja Skalna w Deir el-Bahari jest jednym z najbardziej niezwykłych przedsięwzięć naukowych współczesnej archeologii. Powstała w 1998 r. w wyniku umowy pomiędzy Centrum Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego im. Kazimierza Michałowskiego a władzami Uniwersytetu w Tanta, a następnie Uniwersytetu Ain Shams w Kairze. Ze strony polskiej kierownikiem Misji jest od początku prof. dr hab. Andrzej Niwiński z Instytutu Archeologii UW, ze strony egipskiej - prof. Shafia Bedier z Uniwersytetu Ain Shams w Kairze. Początkowo Misja miała zabezpieczyć słynną świątynię Hatszepsut w Luksorze (Egipt) przed zniszczeniem przez skały, które w każdej chwili mogą się oderwać z wyżej położonego urwiska. W trakcie badań okazało się, że na stanowisku pracy Misji może znajdować się nieodkryty grobowiec faraona!

.

KAMIENNA EPOPEJA

Misja Skalna od samego początku swego istnienia „walczy” z kamieniami i to właśnie one powodują, że prace na skalnej półce usytuowanej 100 metrów powyżej świątyń w Deir el-Bahari są tak ekstremalnie trudne. Trzeba sobie przy tym uświadomić, że pierwotnie, a nawet jeszcze w czasach Starego, Średniego i Nowego Państwa tych kamieni prawie w ogóle tam nie było. W południowej części półki leżała tylko jedna ogromna skalna ruina – wierzchołek skalnego „filaru”, jednego z takich, z jakich składają się klify w Tebach Zachodnich, podzielone w niepamiętnych czasach niezliczonymi szczelinami tektonicznymi, będącymi „pamiątką” po gigantycznym trzęsieniu ziemi w tym rejonie. Zapewne kolejne takie trzęsienie ziemi – też w głębokiej prahistorii – spowodowało właśnie upadek tego kolosa, który zaklinował się w nierównościach skalnej powierzchni zbocza półki i wprawdzie podzielił się na kilka wielkich masywów, ale pozostał w tym miejscu, tworząc charakterystyczną formę, częściowo jakby ogromnego „dachu” sterczącego nad zboczem.

Przypuszczam, że słynny architekt Ineni w XVI w. przed Chrystusem stworzył wizję ulokowania właśnie tam, pod tym „dachem”, królewskiego grobowca faraona Amenhotepa I. Grobowiec powstawał w czasach, gdy świeże było jeszcze wspomnienie katastrofalnej ulewy, która zniszczyła dotychczasową nekropolę królów 17 Dynastii, ulokowaną u stóp wzgórz Drah Abu el-Naga. Nie tylko dostrzeżono konieczność sytuowania królewskich grobowców znacznie wyżej, ale też zaczęto wyposażać te grobowce w „studnie” przeznaczone na przechwycenie wód deszczowych ewentualnej kolejnej ulewy. By zminimalizować niebezpieczeństwo jakiejkolwiek penetracji wody w głąb skał w rejonie grobowca, na terenie „naszej” półki przycięto w wielu miejscach skalną powierzchnię, by ułatwić jak najszybszy spływ wód, a poza tym wykonano szereg sztucznych odpływów wody, tworząc unikalny system drenów.

ZDJĘCIA Z MISJI SKALNEJ, luty 2014: tutaj

Odkrycie tych drenów oraz sztucznej substancji, podobnej do zaprawy, która służyła między innymi do osłaniania szczelin tektonicznych krzyżujących się z korytarzem grobowym, należą do największych odkryć Misji Skalnej, które są coraz powszechniej komentowane i przyniosły nam uznanie ze strony wielkich autorytetów światowej egiptologii. W rejonie grobowca zorganizowano kilka stanowisk strażników; jedno z nich w obrębie ruiny dolnej części „Filaru”, które odkryte w 2006 r. nazwaliśmy „Dolną Jaskinią”. W odkrytej dwa lata wcześniej, znacznie większej „Górnej Jaskini”, jak sądzę, znajdowała się noclegownia tych strażników; podobną funkcję pełnią dziś budynki strażnic wojskowych rozrzucone na skałach Zachodnich Teb. Innych kamieni na terenie półki nie było; dreny i wszystkie drogi spływu wód deszczowych były otwarte, a w jednej z nich osa zrobiła sobie nawet gniazdo.

Tak minęło 500 lat i jeszcze „Komisja Abbotta”, która pisała swój raport inspekcyjny w czasach panowania Ramzesa IX (ostatnie ćwierćwiecze XII w. p. n. e.) potwierdziła, że grób Amenhotepa I jest nienaruszony. Wszystko zmieniło się w czasach nieszczęsnego Ramzesa XI, kiedy nastąpiła rewolta południowego korpusu armii egipskiej, złożonej z czarnoskórych Kuszytów, pod przywództwem także Kuszyty – generała Panehsi. Wybuchła wojna domowa, buntownicy zostali zmuszeni do wycofania się z Egiptu, ale przed opuszczeniem jego granic zdołali jeszcze splądrować tebańskie świątynie i wszystkie grobowce królewskie. Wtedy też został ograbiony grobowiec Amenhotepa I na półce; Misja Skalna znalazła uchwyt sztyletu zawieszonego zapewne na szyi mumii tego faraona. Sama mumia nie została na szczęście potraktowana tak, jak niektóre inne, zwłaszcza należące do wielkich wojowników: Totmesa III czy Ramzesa II.

Generał Herhor, który przybył do Teb w kilka dni po ustąpieniu stąd okupacyjnej armii kuszyckiej, był zapewne pierwszym dostojnikiem, który zobaczył na własne oczy skalę zniszczeń i profanacji królewskich mumii wywleczonych z grobowców, odartych ze wszystkich kosztowności i bandaży, porąbanych siekierami i prawdopodobnie jeszcze pokrytych moczem i odchodami kuszyckich barbarzyńców. Być może wtedy zrodził się u tego dostojnika, który wiedział, że wkrótce zostanie arcykapłanem Amona, a następnie przyjmie tytulaturę królewską, zamysł, że jego własny grób powinien zostać odpowiednio zabezpieczony nawet przed ewentualnymi działaniami jakiejś wrogiej armii, gdyby Egipt miał przeżyć jakąś kolejną wojnę domową. Tebańscy inżynierowie zaczęli wówczas opracowywać system takiego nietypowego zabezpieczenia starego grobowca Amenhotepa I, w którym miał spocząć Herhor, a po nim zapewne także jego syn. Tu zaczyna się historia kamieni.

Cała operacja została zapewne przeprowadzona w czasach wczesnej 21 Dynastii, przypuszczam, że w czwartym lub piątym roku panowania Psusennesa I; jego koregentem był właśnie przez cztery pierwsze lata syn Herhora, król Neferkare Amenemensu, którego imię w kartuszu zostało opatrzone dodatkowym określeniem: „Władca Teb”. Prawdopodobnie nadzór  nad całą operacją został powierzony Pisarzowi Nekropoli Butehamonowi, stąd jego częste podpisy na skałach, dokonywane już w czasach, gdy na półce skalnej „wylądowała” ogromna ilość wielkich skalnych fragmentów zrzucanych z klifów na przygotowane odpowiednio miejsca, gdzie na zboczu nagromadzono wielkie ilości drobnego gruzu, przynoszonego w workach z dołu. Dla celów tej gigantycznej technicznej operacji ścięto nawet fragment niedalekiego zbocza skalnego, tworząc tam plaski teren, być może wykorzystywany jako czasowy magazyn. Skala tego przedsięwzięcia była ogromna, zapewne brały w niej udział tysiące robotników. Osiągnięto zamierzony efekt: na pochyłym zboczu „zatrzymano” wielką ilość ogromnych głazów, które utworzyły coś na podobieństwo sztucznego wzgórza. Nie tylko żaden złodziej, ale żadna grupa ludzi, nawet dysponująca sprzętem oblężniczym, nie byłaby w stanie usunąć wszystkich tych przeszkód w czasie krótszym, niż kilka miesięcy, co czyniło grobowiec Herhora bardzo bezpiecznym. Starożytny inżynier-architekt, który opracował całe przedsięwzięcie, dokonał wielkiego dzieła. Usunięcie wszystkich jego zabezpieczeń wymaga równie wielkiego wysiłku i wielkiej operacji technicznej: wielkość starożytnej myśli inżynieryjnej spotyka się z wielkością inżynieryjnej myśli współczesnej.

Gdy przystępowaliśmy do pierwszych badań na półce w roku 1999, nawet nie braliśmy pod uwagę możliwości usuwania wszystkich tych kamieni, a nawet wydawało się to po prostu niemożliwe. Misja Skalna, oprócz badania śladów ludzkiej działalności na tym nietypowym terenie, miała przede wszystkim zadanie stwierdzenia, czy ze strony skalnego materiału nagromadzonego na półce powyżej świątyń nie grozi tym świątyniom niebezpieczeństwo. Okazało się, że takie zagrożenie istnieje, a nawet jest przerażająco realne, zwłaszcza w sytuacji kolejnej gwałtownej ulewy czy trzęsienia ziemi. Wtedy zaczęliśmy zatem usuwać te grożące upadkiem głazy, rozbijając je na drobne fragmenty. Przy okazji, po usunięciu każdego kolejnego kamienia, penetrowaliśmy podłoże, na którym on spoczywał. Dzięki temu w chwili obecnej znamy całą powierzchnię naszej półki na poziomie łoża skalnego, z wyjątkiem ok. dwudziestu metrów kwadratowych, które były niegdyś usytuowane pod wspomnianym „dachem” usuniętego w roku 2009 „Filaru”: tu powinno się znajdować wejście do grobowca.

Ale akcji rozbijania kamieni towarzyszył rosnący problem logistyczny: gdzie umieścić odłamki, które wszak zajmowały więcej miejsca, niż oryginalne kamienie „w całości”? Tworzyliśmy zatem kolejne „redimy”, wypełniając nimi cały teren półki i okolice. Do czasu (koniecznej) decyzji podjętej na nasz wniosek przez egipskie Władze Starożytności, aby usunąć także „Filar”, radziliśmy sobie, chociaż tworzone przez nas kolejne „bastiony” kamiennych odłamków raziły swoją sztucznością. Rozbicie gigantycznego „Filaru” spowodowało konieczność budowy nowych „redimów”, opartych na starszych; cały teren naszej półki pokryły wielkie ugrupowania kamiennych fragmentów, które nie tylko nie wyglądają dobrze, ale same mogą być niebezpieczne. Zwłaszcza działalność utworzonej w 2007 roku przez p. Zahiego Hawasa tzw. „misji technicznej” (działającej poza nadzorem nie tylko naszym, ale jakimkolwiek) stworzyła ogromną liczbę zagrożeń. Cały teren został zasłany luźnymi odłamkami rzucanymi „gdzie popadnie”, a zbudowana przez nią tymczasowa ścianka oporowa nie tylko ma niedozwoloną wysokość ponad pięciu metrów (takie ścianki nie powinny przekraczać wysokością dwóch metrów), ale jest zbudowana z byle jakich kamieni, w tym małych i bardzo małych (powinny być same duże) i utrzymuje kilkaset ton odłamków. Ewentualna ulewa bez wątpienia zrzuci tę ściankę na świątynię Totmesa III.

W tej sytuacji już w 2009 roku padł pomysł, by wszystkie kamienie nagromadzone na przebadanej już półce usunąć, stosując nowoczesne rozwiązanie techniczne, a wtedy dopiero powrócić do archeologii, czyli zbadać ostatni fragment powierzchni i w razie odkrycia grobowca przystąpić do jego eksploracji, nie obawiając się już zagrożenia ze strony wielkich kamiennych hałd. Jak informowałem w trzech ostatnich zeszytach Biuletynu, podczas gdy w Polsce udało się zgromadzić fundusze i wyprodukować specjalistyczny sprzęt, w Egipcie sytuacja była niepewna, zapadały sprzeczne decyzje, a w styczniu 2011 r. nastąpiła zasadnicza przemiana polityczna, która wymusiła kilkunastomiesięczną przerwę w pracach wszelkich misji archeologicznych, w tym naszej. Wreszcie, we wrześniu 2012 r. nowe egipskie Władze Starożytności, po odsunięciu dr Z. Hawasa, podeszły bardzo przychylnie i konstruktywnie do naszej propozycji. Oczywiście, proces przyznawania nam koncesji trwał przez cały ostatni kwartał ubiegłego roku, ale ostatecznie, w dniu 27 grudnia Rada Najwyższa ds. Zabytków przyznała nam oczekiwaną licencję. Była to dosłownie ostatnia chwila, by uratować pieniądze przyznane na prace Misji Skalnej przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej:  28 grudnia był ostatnim dniem, gdy mogłem złożyć w siedzibie owej Fundacji komplet niezbędnych dokumentów…W każdym razie, witaliśmy Nowy Rok z radością, że „wracamy do gry” i będziemy mogli, usuwając kamienne zagrożenie, nareszcie odsłonić ostatnią tajemnicę: wejście do grobowca. To uzasadnione oczekiwanie przekształca się w pewność u progu roku 2014.

Mijający właśnie 2013 rok dostarczył nam wszelkich powodów do optymizmu. Gdy dotarliśmy w końcu stycznia do Kairu, mogliśmy od razu wyczuć, że atmosfera wokół Misji Skalnej uległa radykalnej odmianie. Egipcjanie witali nas niezwykle serdecznie, błyskawicznie załatwiając wszelkie formalności z uruchomieniem naszej koncesji. Dostaliśmy też rekordowo szybko legitymacje uprawniające nas do darmowego zwiedzania większości obiektów zabytkowych w Egipcie i moglibyśmy zaraz ruszać do Luksoru, gdyby nie oczekiwanie na przybycie, do portu w Aleksandrii, statku wiozącego nasz sprzęt. Gdy ten przybył, zaczęły się skomplikowane procedury wydobycia naszego kontenera z cła i stanęła kwestia, kto ma uiścić opłatę celną. Gdy jednak powiedzieliśmy, że przywieziony sprzęt jest darem Uniwersytetu Warszawskiego dla SCA (Rady Najwyższej ds. Zabytków), Egipcjanie wzięli ten koszt na siebie, co trzeba zrozumieć jako przyjazny gest, zwłaszcza w obecnie bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej kraju.

W dniu 14 lutego olbrzymia ciężarówka wioząca kontener z elementami urządzenia do ewakuacji kamieni dotarła do Deir el-Bahari i nastąpił wyładunek. Gdy już wszystkie elementy znalazły się w okolicach świątyni Totmesa, zobaczyliśmy z bliska, jak jest ich wiele, jakie są ciężkie i patrząc na kruche skały pomiędzy  świątynią a półką zastanawialiśmy się, w jaki sposób (jeśli w ogóle) uda się to wszystko zawiesić? Ale był z nami inżynier Waldek Kubiczek, jeden z twórców całego urządzenia, który ani przez chwilę nie tracił dobrych myśli. Już wcześniej wyznaczyliśmy miejsce zawieszenia naszego zsypu i w skałach zostało umocowanych kilkanaście solidnych kotew, na których teraz były zawieszane łańcuchy i które miały też służyć do zamocowania stalowych lin odciągowych, trzymających stalowe konstrukcje do instalacji elementów zsypu.

Każdy taki element przypomina kształtem wielkie wiadro, o długości 1,5 metra i szerokości 1,25 m u góry i 1,10 m u dołu, zrobione z odpornego plastiku i wyłożone wewnątrz stalową blachą. Kilka takich „wiader” zawieszonych luźno jedno nad drugim tworzy coś, co z daleka przypomina rurę. Inny rodzaj elementów naszej instalacji – to stalowe U-kształtne rynny o szerokości 0,5 m, które mogą być ze sobą łączone śrubami, tworząc krótszą lub dłuższą „zjeżdżalnię”. Transport poszczególnych elementów na naszą „półkę” był nie lada wyzwaniem, bowiem jedna „rynna” ważyła ok. 30 kg, a „wiadro” – ok. 90 kg, ale posłużyliśmy się naszymi linami wspinaczkowymi, które były ciągnięte przez kilka zespołów robotników, pod dyktando Waldka i pomocników. Cały montaż trwał cztery tygodnie, praktycznie wypełniając czas pierwszego sezonu misyjnego. Trzynastego marca mogliśmy podziwiać zakończenie prac i ich znakomity efekt. Z terenu naszej „półki”, w jej północnej części opadał ciąg rynien i „wiader”, tworząc ciąg transportowy długości 60 m. W narożniku świątyni Totmesa został wytyczony specjalny teren przewidziany na gromadzenie zrzucanego materiału skalnego, zabezpieczony „wiadrami”, siatką i matami. Wiodła do niego „brama” zamykana na czas zrzutu, a otwierana, gdy nagromadzony materiał miał być przewożony przez świątynię w taczkach, po ściśle wytyczonym szlaku, wiodącym na skraj platformy świątynnej. Tam zaczynała się druga część instalacji, którą skalny materiał miał być transportowany w dół prosto do ciężarówek. Nie mieliśmy okazji, by się przekonać, jak wszystko będzie działać, gdyż czas pierwszego sezonu dobiegł do końca, ale cała instalacja wyglądała imponująco i wszyscy spoglądali na nią z ufnością, a przede wszystkim z niekłamanym podziwem. Zewsząd zbieraliśmy gratulacje, gdyż wydawało się, że dokonaliśmy kolejnej rzeczy niemożliwej: po rozbiciu wszystkich kamieni na półce tak, że żaden nie zleciał na tereny świątynne i po usunięciu olbrzymiej skalnej ruiny („Filaru”) tuż znad przepaści, teraz zawiesiliśmy na kruchych skałach siedem ton stali…

Wracaliśmy do kraju odprężeni, gdyż z absolutnym spokojem oczekiwaliśmy formalnego potwierdzenia naszej koncesji przez Radę Najwyższą przed rozpoczęciem kolejnego sezonu. Niepewne było tylko finansowanie tego sezonu. Tym razem przyszły nam z pomocą Władze Rektorskie Uniwersytetu Warszawskiego, Fundacja UW oraz Dyrekcja Instytutu Archeologii. Ponadto pojawili się prywatni darczyńcy – Państwo Hanna i Stefan Adamscy z Gdyni oraz Pan Marek Marcinowski z Jastrzębia Zdrojku, którzy wsparli nas łącznie kwotą 10000 zł. Trzeba podkreślić, że bez tego wsparcia nasz budżet byłby niewystarczający. Pragnę Im na tym miejscu najserdeczniej podziękować!

Wyruszyliśmy do Kairu 6 października i po błyskawicznym załatwieniu formalności w SCA już 9 października byliśmy w Luksorze, a załatwiwszy tam robotników i ciężarówki, 12 października przystąpiliśmy do pracy. Niestety, dwa dni później rozpoczynał się egipski Bajram – kilkudniowe święto i musieliśmy przerwać to, co dopiero rozpoczynaliśmy. Po Bajramie zaczęliśmy prace od testowania dolnej instalacji. Sama rynna znakomicie się sprawdzała, natomiast czasu wymagało opanowanie sposobu podjeżdżania ciężarówek do rynny, a także okazało się konieczne zamontowanie specjalnych osłon na boczne i tylną ścianę samochodów, gdyż trzeba było ustrzec się przed ich uszkodzeniem spadającymi kamieniami. W niedzielę 20-go ponownie ruszyliśmy na górę, by dokonać pierwszego dużego zrzutu kamieni górną częścią instalacji. Zaczynała się ona tuż pod potężnym kamiennym „czopem”, który wypełniał całe czoło szerokiego żlebu, całkowicie wypełnionego naszymi „redimami”. Powolne usuwanie kamieni z owego „czopu” wróżyło bardzo długie dni pracy bez posuwania się naprzód. Wtedy nasz „rajs” – wieloletni kierownik prac i przyjaciel Misji, bez którego nie dokonalibyśmy absolutnie niczego – Ragab Ahmed Yassin (na jego cześć zaczynamy mówić o naszej półce skalnej: gebel Ragab ,„góra Ragaba”, a ta nazwa się już upowszechnia) wpadł na pomysł szybszego usunięcia owego kamiennego „korka” i kazał wykonać, poprzez odpowiednie wybieranie kamieni, „drogę” biegnącą środkiem. Teraz praca ruszyła błyskawicznie i mogliśmy obserwować, jak kamienny „czop” maleje z każdą chwilą. Przeżyliśmy też chwile grozy, gdy nagle, po zdjęciu kolejnego kamienia, „ruszyła” w dół jedna czwarta kamieni naraz. Gdy dotarła do rynny, rozległ się huk, a pył przesłonił wszystko i przez dłuższą chwilę nie widzieliśmy niczego. Zwolna zaczął się wyłaniać znany krajobraz i wtedy okazało się, że…wszystko jest w jak najlepszym porządku. Instalacja okazała się tak mocna i tak solidnie umocowana, że nawet jednorazowy napór kilku ton kamienia nie zrobił jej  żadnej krzywdy. Odtąd nie musieliśmy się już martwić o funkcjonowanie i odporność naszego zsypu. W czasie sześciotygodniowego sezonu potrzebne były tylko drobne korekty, wymagające dodatkowego zabezpieczenia „rynnami” miejsc, które były najbardziej narażone na uderzanie pędzących z dużą siłą kamieni. Po dwóch tygodniach weszliśmy w odpowiedni rytm pracy: jednego dnia zrzucamy materiał skalny z góry, następnego transportujemy go przez świątynię i jest on wywożony na wysypisko. Z obliczeń wynika, że w ten sposób usuwamy z góry i wywozimy ok. 90 ton kamieni tygodniowo.

Głównym ograniczeniem są tu możliwości ręcznej pracy naszych robotników. Kamienie zgromadzone na górze trzeba wpierw rozdrobnić młotkami, a następnie skierować, za pomocą specjalnych motyk, w stronę wlotu rynny. Taki transport jest łatwy, gdy razem z kamieniami zjeżdża rynną tzw. trap czyli bardzo miałki gruz i pył wapienny i tak też wyglądały pierwsze zrzuty. Były to wydarzenia o niebywałej egzotyce, nigdy nie widziane w Deir el-Bahari. Gdy masy „trapu” spadały do „rury” i dalej w kierunku naszej „zagrody”, nad jej terenem unosiły się chmury pyłu, które przesłaniały niekiedy szczyty klifu, stwarzając niemal efekt tatrzańskich turni w obłokach. „Rury dymiły”, a jednocześnie spadające kamienie wywoływały potężny łoskot, który słychać było bardzo daleko. Po pierwszych zrzutach rozdzwoniły się telefony tutejszych strażników i inspektorów, którzy pytali, czy na Deir el-Bahari nie spadła żadna bomba, czy nie było żadnego wybuchu i t. p. Potem wszyscy się przyzwyczaili do tych „efektów specjalnych”, a dla nielicznych turystów było to zawsze dużą atrakcją.

Niestety, ilość „trapu” jest na „górze Ragaba” ograniczona i najczęściej trzeba kamienie dość mozolnie przesuwać motykami, niekiedy na odcinku wielometrowym. To powoduje swoiste ograniczenie. W pierwszych tygodniach usunęliśmy wszystkie nagromadzone kamienie ze żlebu północnego, po czym zaczęła się „wędrówka” w kierunku najdalej położonego miejsca, w północno-wschodnim narożniku klifu, gdzie piętrzy się największa „góra” kamienna – efekt wielokrotnego nadbudowywania tu kamiennych stosów. Dotarliśmy już niemal do samego kąta – tzw. Niszy, gdzie rozpoczynaliśmy nasze badania w roku 1999. W ostatnim dniu listopada skończył się nasz sezon, a także pieniądze, jakie mieliśmy do dyspozycji; ostatnich rozliczeń dokonywałem już z własnych środków.

Obecnie sytuacja jest następująca. Ilość kamieni, jaka pozostała na „górze Ragaba” wymaga jeszcze od 8-12 tygodni prac, co oznacza, że potrzebne są do tego celu jeszcze dwa „sezony”. Oba powinny mieć miejsce w roku 2014; nie mamy najmniejszej wątpliwości, że na najbliższym posiedzeniu tzw. Komitetu Stałego SCA, który przydziela koncesje, takową otrzymamy; Egipcjanie są zachwyceni i wdzięczni i uważają naszą misję za najważniejszą działającą obecnie w Tebach. Pierwszy sezon powinien rozpocząć się jeszcze w styczniu i zakończyć w połowie marca, drugi powinien się odbyć na jesieni, w październiku i listopadzie.

Najważniejsze pytanie „archeologiczne” brzmi, kiedy dotrzemy do miejsca, w którym znajduje się wejście do grobowca? Bardzo wiele wskazuje, że uda się to już w trakcie najbliższego sezonu, najdalej na początku następnego, dlatego należy traktować oba te sezony jako jedność, tym bardziej, że nawet po odsłonięciu wejścia do grobu nie przerwiemy usuwania kamieni i będziemy się mogli skupić na eksploracji archeologicznej dopiero po zakończeniu tej technicznej operacji, która jest niejako „biletem wstępu do Ziemi Obiecanej”. Należy też przypomnieć, że wciąż „ścigamy się z deszczem”: w razie wielkiej ulewy część kamieni spadnie na dół i byłby to bardzo niekorzystny scenariusz.

Jest wszelako jeden zasadniczy problem: środki finansowe, a raczej ich brak. Tym razem trudno jest liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony Uniwersytetu, który sam przeżywa trudności, a Egipcjanie są obecnie tak biedni, że nawet wycofali się z dawno podpisanych umów o współpracy finansowej z niektórymi misjami, w tym polskimi pracującymi w Deir el-Bahari. Sukces, o którym marzyliśmy wszyscy przez wiele lat, jest bliski i oddziela nas od niego tylko określona ilość kamieni.

Na uruchomienie prac najbliższego sezonu potrzebujemy ok. 60 tys. zł. To dużo, gdy patrzeć od strony każdego z osobna. Ale gdyby znaleźć 60 osób, które mogłyby ufundować „cegiełki” o wartości 1000,- zł lub 120 takich, które ofiarowałyby po 500,- zł, potrzebna kwota się znajdzie…Zresztą każda kwota przybliży nasz wspólny triumf. Zbliża się koniec roku, gdy dokonujemy często różnych darowizn. Pragnę zatem dziś zwrócić się do Państwa: Wszystkich Naszych Przyjaciół, Członków i Sympatyków z gorącym apelem: wesprzyjcie nasze wielkie dzieło! Obiecuję, że będziemy pamiętać o Każdym Ofiarodawcy i nie zapomnimy o Nim, gdy osiągniemy wreszcie nasz od dawna oczekiwany i ciężko wypracowany sukces! Z góry dziękując za każdą subwencję, proszę o kierowanie tych wpłat na konto Stowarzyszenia „Herhor” w BRE-Banku: 04 1140 2105 0000 4900 4500 1001. Ja deklaruję wpłatę pierwszej „cegiełki” w wysokości 2000,- zł. Bądźmy Wszyscy Odkrywcami!

Andrzej Niwiński, grudzień 2013

 

prof. dr hab. Andrzej Niwiński (ur. 1948) – egiptolog z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Uczeń prof. K. Michałowskiego, pod którego kierunkiem napisał pracę magisterską i doktorską (1979 r), habilitację otrzymał w 1989, profesurę w 2000 r. Zajmuje się religią i ikonografią starożytnego Egiptu, specjalizując się w zabytkach wyposażenia grobowego, zwłaszcza sarkofagach i papirusach. Jego badania koncentrują się zwłaszcza na okresie Nowego Państwa i XXI dynastii (XI-X w. p.n.e.). Od 1999 r. kieruje tzw. Misją Skalną w Deir el-Bahari nad świątynią Hatszepsut. Jest autorem ok. 200 publikacji, m.in. książek popularyzujących kulturę starożytnego Egiptu:  Mity i symbole starożytnego Egiptu (Warszawa 1992), Bóstwa, kulty i rytuały starożytnego Egiptu (Warszawa 1993), Czekając na Herhora - Odkrywanie tajemnic Teb Stubramnych czyli szkice z dziejów archeologii Egiptu (Warszawa 2003), książeczki dla dzieci (Bajki staroegipskie, Abecadło znad Nilu). W 2012 r. nakładem Wydawnictwa PRO-EGIPT ukazała się jego oparta na faktach powieść Hieny i lotosy. Jest także założycielem i prezesem Stowarzyszenia Miłośników Egiptu HERHOR, które w 2012 r. współorganizowało wystawę poświęconą 150-leciu polskich odkryć w Egipcie, w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie

Stowarzyszenia Miłośników Egiptu "Herhor" jest organizacją pożytku publicznego
KRS 45096, ul. Zagłoby 35 m 1, 02-495 Warszawa, nr NIP 521-31-50-476,
numer konta w BRE Banku: 04 1140 2105 0000 4900 4500 1001

Deir el-Bahari – stanowisko archeologiczne w Górnym Egipcie leżące na zachodnim brzegu Nilu naprzeciw Karnaku w wielkim zakolu skalnym utworzonym przez urwisko płaskowyżu Pustyni Libijskiej. Na południe wznosi się najświętsza z tebańskich gór - Góra Północna. Znajduje się tu kilka wspaniałych zabytków: świątynia Hatszepsut, świątynia grobowa Mentuhotepa II, świątynia Totmesa III, w sąsiedniej dolince znajduje się grobowiec-skrytka DB-320, w której ukryto mumie największych faraonów XVII, XVIII, XIX i XX Dynastii, m.in. Totmesa II, Amenhotepa I, Setiego I i Ramzesa II.