Spokój serca - artykuł |
SPOKÓJ SERCA
Zrozumiałam to – i przeżyłam jak to jest osiągnąć spokój serca – dopiero w 42. roku życia, czyli niedawno. To podobno i tak wcześnie. Niektórzy tego nigdy nie osiągają. Moja Mama odnalazła spokój serca dopiero w wieku 60 lat. Dziś ma ich 68, jest najszczęśliwszą, spełnioną kobietą na ziemi, chociaż nie obcy jest jej codzienny lędźwiowy ból kręgosłupa. Ten ból też zaakceptowała... „Starzeję się, wiem rozumiem, że musi boleć” – mówi często. Mój Ojciec zaś (który tragicznie zginął w wieku 65 lat) mawiał: „Gdy po 60.-tce budzę się i nic mnie nie boli, to znaczy że nie żyję.” Spokój serca, czyli też spokój duszy odnajdujemy, gdy nie bronimy się przed tym, co dotąd wydawało się nam przeszkodą na naszej drodze. Gdy przestajemy chcieć, aby nasz partner/potomek/rodzic się zmienił. Gdy zgadzamy się na takiego, jakim on jest. A my po prostu robimy swoje, żyjemy w spokoju, bez szarpania się. Możemy żyć z ludźmi – z partnerem, dziećmi i innymi, w spokoju i pokoju, dopiero wtedy, zaakceptujemy ich takimi, jacy są. Naszych partnerów i nasze dzieci – z ich szczególnymi ograniczeniami i szczególnymi zdolnościami, i szczególną do nas miłością, którą czasem trudno nam zrozumieć i chcielibyśmy coś w nich zmienić... Bo nie spełniają naszych oczekiwań. Jednak, gdy się głębiej zastanowić – są wystarczająco dobrzy. Nigdy nie będą doskonali. A inni ludzie, nawet tacy, którzy wydają się nam trudni we współżyciu i wrogo do nas nastawieni – być może nie będą się nam mogli oprzeć, gdy zaakceptujemy ich dokładnie takimi, jacy są. Odszukujemy w ten sposób równowagę, harmonię z wszechświatem. Natomiast żona, pomimo wielu kursów doskonalenia umysłu, tantry, jogi i wielu innych, na które pan Jerzy ją zaciągnął, wciąż nie spełnia jego oczekiwań. Zastanawia się on, jak może być w tak drobnej istocie, jak jego Danuśka, tyle żalu, pretensji i złośliwości. „Tyle zła, tyle zła” – powtarza. Czego by chciał? By żona wreszcie stała się dla niego lepsza, aby powiedziała dobre słowo. „To niemożliwe”- powiedziałam, wyciągając kartę Wisielca – Powracającego Kryzysu.. „Pana żona opiera się, opiera się, aby zachować godność”. Latami ciąga ją pan na kursy, a ona posłusznie chodzi. I co to dało? Dalej nie jest pan zadowolony. Co więcej – ma pan pomysły na innych ludzi, na układanie im życia, pisze pan dla nich scenariusze. Chciał pan, aby pasierbowie pracowali w pana firmie. To był pana pomysł, pana scenariusz. Chciał pan, aby żona stała się lepsza. Chylę przed nią czoła, że chodziła z panem na te kursy. Chciała być lepsza. Lecz w pewnym momencie zauważyła, że cokolwiek by zrobiła, gdziekolwiek by poszła, i tak pan nie będzie dostatecznie zadowolony. I tak pan pójdzie na kolejnym kursie doskonalenia na stronę z wykładowcą, by „o niej porozmawiać, bo ona jest lata świetlne do tyłu”. No właśnie. Trudno dorównać osobie tak roszczeniowej, jak pan. Ja bym panu też nie podziękowała. Uciekałabym jak najdalej. Opierałabym się zmianom, jakie pan chce we mnie wprowadzić. Jeśli chce pan żonę zmieniać, to znaczy, że uważa się pan za lepszego, a ona nie jest dość dobra dla pana, co więcej – nigdy panu nie dorówna, bo to jest z definicji niemożliwe. Gdy jest równość, nie potrzeba porównań. Pan mówi, że „daje wszystko”. Oprócz akceptacji, zgody na to, co jest. Może pani Danusia mogłaby być dzisiaj z kimś, kto dałby trochę mniej w sensie materialnym, ale nie żądał wdzięczności w każdym geście, w każdym słowie, chociaż rozumiem, że bardzo pan chciał usłyszeć to„dziękuję”. To bardzo ludzkie, chcieć to usłyszeć, i naturalne. Jednak to niedoskonałość ułatwia rozwiązanie... Zdaję sobie sprawę, że to pismo czyta więcej panów niż pań, i nie chcę im się narazić. Drodzy Panowie. Jesteście wielcy i wspaniali. Wystarczy 10 procent mężczyzn i 90 procent kobiet, by zapłodnić świat. Gdyby proporcje się odwróciły, świat by nie przetrwał. Bez mężczyzn nie ma dzieci. |